Charakterystycznym elementem odróżniającym duże miasta algierskie od dużych miast w świecie zachodnim jest brak kin i teatrów. Niestety w rozmowach z Algierczykami natrafiam na pewien mur, ilekroć zadaję pytanie o przyczynę takiego stanu rzeczy, słyszę nieśmiertelną odpowiedź: ce n’est pas notre culture, czyli „to nie jest w naszej kulturze”. O ile w przypadku teatrów mogę zrozumieć podobne uzasadnienie, to nie bardzo ono do mnie dociera w przypadku filmu.
Ludzie pamiętający czasy kolonialne (ale i lata tuż po odzyskaniu niepodległości) wspominają, że Algier nie różnił się niczym od dużych miast europejskich. Były i kina i knajpy z alkoholem i dansingi. Z czasem to wszystko zaczęło zanikać. Obecnie lokale z winem działają w pół-konspiracji, dyskoteki przypominają domy publiczne, a nieliczne kina to idealne miejsca na intymne schadzki…
Brak kin (bo dzisiaj o nich mowa) to na pewno w dużym stopniu efekt „pracy” radykalnych grup islamskich, które potępiają zachodni przemysł filmowy obwiniając go za szerzenie rozpusty i zgorszenia. W pewnym stopniu można to zrozumieć, bo wartości propagowane w produkcjach hollywoodzkich różnią się znacznie od świata, jaki chcieliby widzieć wyznawczy Islamu. Inna sprawa, że wyprawa do kina bywa u nas zjawiskiem towarzyskim. Na film wybiera się często z dziewczyną: a któż by w kraju muzułmańskim patrzył przychylnym okiem na kontakty przedmałżeńskie? Przesiadywanie w kinie jest też symbolem zachodniego konsumpcjonizmu, który nie cieszy się szacunkiem wśród fanatycznych wyznawców proroka Mahometa.
W Algierze działają chyba teraz ze dwa, góra może trzy kina. Przez kilka miesięcy potrafi się w nich wyświetlać jeden i ten sam film. Kiedyś to był „Quantum of solace”, później zdaje się „Max Payne”, w końcu przyszedł czas na najnowszego Harrego Poterra. Gdzieś jeszcze widziałem plakaty filmu libańskiego pt. „Caramel”. Dodam, że przed seansem Harrego Pottera pod kinem na głównej ulicy miasta kłębił się tłum dzieciaków. Więc niech nikt mi nie wmawia, że Algierczycy nie potrzebują kina i że nie jest to ich kultura…
Przypadkowo kiedyś rozmawiałem z dyrektorem państwowego kina w Algierze. Powiedział mi, że kino jest postrzegane jako rozrywka zepsutej, rozpasanej młodzieży. I że np. w nielicznych prywatnych kinach publiczność nie umie się zachować – rozmawia, krzyczy, urządza libacje itd. No i często jest to miejsce potajemnych schadzek. W państwowych kinach sytuacja podobno wygląda lepiej, ale nie wiem, bo jakoś niespecjalnie mam ochotę spędzić 1.5 godziny w tutejszych salach kinowych (widziałem dwie, które wyglądają jakby czas się w nich zatrzymał jakieś 40 lat temu).
Na koniec muszę podkreślić jedną rzecz: Algierczycy oglądają filmy. Albo za pośrednictwem telewizji satelitarnej, która jest dostępna w każdym domu, albo też na pirackich płytach DVD, które można tu dostać na każdej ulicy. Także mimo że nie uczęszczają do multipleksów są raczej na bieżąco ze światą ofertą filmową.
autor AL
http://algierski.blog.pl/