Drodzy Czytelnicy, w drugiej części relacji z okolic San Pedro de Atacama zapraszam Was w nieco bardziej odległe regiony północnego Chile i zdecydowanie trudniej dostępne niż Valle de la Luna. Będzie to poniekąd historia pięknej aklimatyzacji wysokogórskiej, bo kulminacyjnym momentem naszej przygody jest wejście na czynny wulkan Lascar o wysokości aż 5.592 m n.p.m.
Adaptację do wysokości zaczęliśmy od wycieczki po jeziorach Altiplano oraz poprzedzającej go wyżyny o nazwie Puna de Atacama. Obydwa obszary tworzą najwyższy i najrozleglejszy płaskowyż na kuli ziemskiej poza Tybetem. Są to tereny o ekstremalnym klimacie. Ich średnia wysokość dochodzi do 4.000 m n.p.m., całość otoczona jest szczelnie przez jeszcze wyższe góry i wulkany przez co zgromadzona tutaj niewielka ilość wody nie znajduje odpływu. Z bezodpływowych jezior powstają olbrzymie solniska takie jak Salar de Uyuni w Boliwii (największe na świecie) oraz Salar de Atacama (numer 3 po Salinas Grandes w Argentynie). Podobnie jak w przypadku Valle de la Luna napotkacie tu być może najbardziej kosmiczne krajobrazy na naszej planecie, co więcej może nawet spotkacie formy życia charakterystyczne (przynajmniej potencjalnie) dla obcych planet. Wnętrza wulkanów, zasolone wody Salar de Atacama czy wrzące gejzery są siedliskiem przyrodniczym istot o niebywałych właściwościach. Związki pustyni Atakama i Altiplano z kosmosem są bardzo bliskie. Jest to najlepsze na naszej planecie miejsce do oglądania nocnego nieba. Jest tu bezchmurnie przez cały rok i m.in. dlatego to właśnie na Atakamie stoi najnowocześniejszy na świecie teleskop ALMA (właściwe sieć spektakularnie wyglądających radioteleskopów). ALMA m.in. nasłuchuje kosmosu w poszukiwaniu życia w odległych galaktykach.
Pierwszego dnia wstaliśmy około 5.00 rano i ruszyliśmy w kierunku jezior Miscanti i Miñiques na terenie Reserva nacional Los Flamencos. Rezerwat Flamingów (tłumaczenie własne :) ) nie jest jednym zwartym obszarem, bowiem dzieli się w sumie na 7 różnych sekcji rozmieszczonych w dość znacznych odległościach od siebie.
Opuszczamy tereny zielonej oazy otaczającej San Pedro de Atacama. Występują tu rzadkie gatunki drzew (m.in. o takich egzotycznych nazwach jak Tamarugo, Chañar i Algarrobo), które są przystosowane do braku wody i znaczącego zasolenia terenu. Później krajobrazy robią się jeszcze bardziej jałowe.
Droga nr 23 przebiegająca przez solnisko Salar de Atacama.
Pierwszy krótki przystanek robimy w wiosce Socaire. Na pierwszym planie tradycyjny kościół adobe na drugim natomiast starożytne niemalże tarasy służące do uprawy roślin. Tego rodzaju tarasy, których struktura sprzyja naturalnej irygacji, budowane były w historii w różnych odległych miejscach świata niezależnie przez różne kultury. W Azji Południowo-Wschodniej do dziś uprawie się na nich ryż. Te chilijskie budowane były prawdopodobnie pod wpływem kultury Inków.
Na zdjęciu na pierwszy cel – jezioro Miscanti. Jesteśmy już na ponad 4.000 m. n.p.m. Nad jeziorem góruje kompleks wulkaniczny Miñiques w tym wulkan o takiej samej nazwie jak jezioro. Na skutek erupcji Miscanti zostało oddzielone od leżącego obecnie nieopodal drugiego jeziora Miñiques. Wody jeziora są słone.
Na pierwszym planie typowa wysokogórska roślinność Puna de Atacama, która po kolejnych kilkuset metrach w górę już praktycznie całkowicie zniknie.
Nad jeziorem jest jeden budynek administrowany przez CONAF (Corporación Nacional Forestal – prywatna organizacja zajmująca się ochroną przyrody w parkach narodowych w Chile, przyjeżdżając tutaj na pewno będziecie mieli z nimi do czynienia. W nazwie mają napisane Forestal, ale jak widać zajmują się również obszarami bezleśnymi). Bardzo podoba mi się sposób w jaki Chilijczycy dbają o swoje naturalne skarby.
Turkusowy kolor jeziora i malutki człowiek.
Na zdjęciu wikunie andyjskie (po hiszpańsku Vicuña – bardzo ładnie brzmiąca nazwa ;) ). Wikunia to krewniak alpaki, gwanako i lamy. Mocne serce zwierzęcia umożliwia mu życie na tak dużych wysokościach. Z Wikunii pozyskuje się doskonałej jakości wełnę, cena szalika z wełny wikunii wynosi mniej więcej 1.500 $.
Wikunie widzieliśmy wielokrotnie, niestety praktycznie za każdym razem albo z zza szyby auta, albo z dużej odległości. Czasami przebiegały nam przed maską samochodu. Dla mnie był to często zaskakujący widok, bo docieraliśmy do takich miejsc gdzie już praktycznie nie było żadnej roślinności, a tu nagle pojawia się zwierzę wielkości małego konia.
Na zdjęciu drugie jezioro – Miñiques, które na skutek erupcji wulkanu oddzieliło się od jeziora Miscanti. Tablice zawierają informację na temat żyjących tu ptaków.
Kolejnym etapem naszej wycieczki było solnisko Salar de Talar. Zdecydowanie najmocniejszy punkt. Salar de Talar i otaczające je wulkany wyglądają po prostu kosmicznie. Kolory zwalają z nóg, a wisienką na torcie są powolnie brodzące w wodzie różowe flamingi, które nadają całości surrealistyczny wygląd.
Różowe flamingi andyjskie powoli kroczą w solnisku i całymi dniami odfiltrowują pokarm ze słonych wód jeziora. Sól nagromadzona w organizmie ptaka powoduje jego różowe zabarwienie. Flamingi to przykład adaptacji życia do ekstremalnych warunków przyrodniczych z którymi mieliśmy tutaj wielokrotnie do czynienia. Flamingi andyjskie wyróżniające się czarnym ogonem należą do najrzadziej występującej grupy flamingów na naszej planecie. W okolicach San Pedro de Atacama znajdziecie również flamingi chilijskie oraz flamingi krótkodziobe (z ang. nazywane James’s flamingo).
Po godzinie spacerowania wzdłuż jeziora, przy bardzo silnym wietrze, powoli zaczęła o sobie dawać znać wysokość. Trzeba było uspokoić oddech i pomyśleć o powrocie nieco niżej. Kolejnym etapem było trzecie największe na świecie solnisko Salar de Atacama.
Salar de Atacama leży znacznie niżej od pozostałych opisanych powyżej jezior, ostatecznie cała woda z okolicy, które nie znajduje nigdzie odpływu ląduje tutaj i odparowuje. W jej miejscu pozostają liczne pierwiastki w tym największe na świecie złoża litu oraz sól. W przeciwieństwie np. do boliwijskiej Salar de Uyuni, które jest regularnie zalewane przez cienką warstwę wody, tutejszy krajobraz jest bardzo mocno chropowaty. Znajdziecie tu kilka słonych jezior podobnych do Morza Martwego i nieśmiertelne flamingi.
Na zdjęciu Artemia salina (po polsku: Słonaczek, solowiec, kolczykowiec słonaczek, solankowiec) – malutkie skorupiaki, które żyją w tutejszych ekstremalnie zasolonych wodach. Ostateczny dowód na to, że życie zawsze sobie poradzi. Dzięki nim flamingi nie chodzą głodne.
Flaming z bliższej odległości.
Tutaj widać z czego ukształtowany jest teren.
To my ;) Podczas wizyty na Salar de Atacama okulary przeciwsłoneczne, nakrycie głowy i krem do opalania konieczne.
Kolejnego dnia wstaliśmy znowu o świcie i wybraliśmy się na najwyżej położone na świecie pole gejzerów El Tatio. Relację z tego miejsca znajdziecie w kolejnym wpisie na blogu ;)
autor Michał Nowak
http://blogpodrozniczymichalanowaka.pl/
https://www.facebook.com/Blog-podróżniczy-Michała-Nowaka-1601289660186293/?fref=ts