Dzisiaj parę słów o bardziej przyziemnych kwestiach, mianowicie o jedzeniu. Nie będę jednak się rozpisywał na temat specjalności kuchni algierskiej – tego typu informacje można znaleźć na innych blogach, poza tym nie jestem w kwestiach kulinarnych zbyt kompetentny. Chciałbym raczej opowiedzieć o miejscach, w których można przekąsić coś na szybko w ramach przerwy obiadowej.
Sieciowych fast-foodów w Algierii nie ma, także proszę się nie nastawiać na hamburgery z McDonalda. Były tu kiedyś całkiem sympatyczne restauracje „Quick” (znane choćby z Paryża), ale niestety zwinęły się po cichu w 2011 roku i ślad po nich zaginął. A szkoda, bo było w nich czysto i „po europejsku” (nawet klientela nie mówiła w środku po arabsku, tylko po francusku). Jedyną znaną mi międzynarodową sieciówką jest Hippopotamus, ale zdecydowanie odradzam tę restaurację ze względu na skandaliczną powolność obsługi (spędza się tu minimum 2 godziny – nawet jak nie ma wielu gości). Ceny za to potrafią przyprawić o zawrót głowy – a przecież, na litość boską, mówimy o zwykłej sieciówce serwującej hamburgery, a nie jakiejś wykwintnej restauracji!
Na ulicach Algieru pełno jest barów i małych restauracji serwujących szybkie potrawy. Algierczycy lubią sobie zrobić przerwę w pracy i wyskoczyć w godzinach popołudniowych na małe co nieco. Co można kupić? Poniżej parę słów o każdej z ulicznych specjalności:
- Pizza – choć nie ma zbyt wiele wspólnego z włoskimi odpowiednikiem, to jej atutem jest na pewno szybkość przyrządzania. Kucharz ma gotowe półprodukty – rozgniata ciasto, dorzuca składniki, wrzuca całość na pieca i po trzech minutach możemy się cieszyć gotowym daniem. Uliczna pizza nie jest rewelacyjna, ale nie jest też droga – za pudełko płaci się od 250 do 400 DA.
- W pizzeriach często serwuje się hamburgery – ale nie jestem ich miłośnikiem. Podobnie jak towarzyszących im frytek. Jakość mielonego mięsa oraz towarzyszących im dodatków jest zazwyczaj bardzo niskiej jakości. Osobiście unikam.
- Hitem są na pewno sandwicze. Jada się tutaj pannini lub bagietki wypchane różnego rodzaju smakołykami, takimi jak: przesiąknięte olejem, przesolone frytki, mergezy (grillowane kiełbaski), kawałki mięsa (w rodzaju znanego nam kebaba czy mięsa mielonego). Do sandwicza obowiązkowo trzeba dorzucić trochę warzyw, a jak ktoś lubi to znajdzie i jajko sadzone. Ceny nie są wygórowane, a taką bombą kaloryczną można się nasycić do wieczora.
- Moim faworytem pozostają niezmiennie mhadżiby (m’hajeb) – naleśniki nadziewane mieszanką smażonej cebuli, pomidorów i harissy. Mniam, mniam! Często w punktach z mhadżibami serwuje się również pizzę na kawałki i tzw. suflety – czyli ciasto od pizzy, w którym w którym zamyka się np. kawałki mięsa – również gorąco polecam!
- Naleśniki – na ulicach Algieru często można spotkać charakterystyczne kantorki, w których młodzi sprzedawcy oferują typowe francuskie naleśniki ze słodkimi dodatkami w rodzaju nutelli, konfitur czy świeżych owoców. Ale nie jest to typowy lunchowy posiłek dla wygłodniałych urzędników.
Trzeba oczywiście pamiętać, że wygląd algierskich fast-foodów może przyprawić o zawał serca miłośników porządku i higieny. Wewnątrz baru czy typowej małej restauracji typu bistro wszystko się klei – zarówno od tłuszczu jak i brudu. Algierczycy nie zwracają na to uwagi – ja po dłuższym pobycie też się z tym widokiem oswoiłem. Ale rozumiem, że osoby bardziej wrażliwe wolą jeść w domu.
Są tu oczywiście restauracje bardziej eleganckie i na poziomie i jeśli ktoś wyrazi zainteresowanie mogę im w przyszłości poświęcić kilka oddzielnych słów – nie podpadają one oczywiście pod kategorię fast-foodów.
PS. Na koniec może jeszcze informacja dla zmotoryzowanych. Na autostradzie Wschód-Zachód zainstalowano kilka stacji benzynowych połączonych z barami szybkiej obsługi, ale nie miałem przyjemności (?) w nich jeść. Są to typowe algierskie masowe restauracje, do których odnoszą się moje wszystkie powyższe uwagi (niska jakość jedzenia i wszechobecny brud). W czasie podróży wolę nie narażać się na niespodzianki. Natomiast – i tu uwaga – pod Algierem otwarto jakiś czas temu pierwszą restaurację dla zmotoryzowanych, którzy pragną się posilić nie wysiadając z samochodu. Jest to bar typu „drive” w okolicach miejscowości Cheraga, nazywa się Ben Burger, ale przyznaję, że nie miałem okazji jeszcze nawiedzić tego miejsca. Zdjęcia są dość zachęcające, ale opinie internautów nie są jednoznaczne (czyli do McDonalda daleko).
autor AL