Od dwóch dni wiosna jakby przesyłała sygnały, że już niedługo będzie, że naprawdę za parę dni zagości na dobre. Czaruje nas delikatnym słońcem, a tym samym wprawia w dobry nastrój … Wracają wspomnienia ciepłych i błogich chwil. Chwil wakacyjnych. I tak w mojej głowie dziś od rana szumi Morze Śródziemne i Tarmontana.
Wiecie już dokąd Was zabiorę?
Tarmontana to wiatr wiejący z lądu do morza, to wiatr, który naprawdę boli gdy smaga Ci twarz. Po trzech dniach może przyprawiać Cię o zawroty głowy, ale ostatecznie sprawia, że zakochujesz się w miejscu, w którym wieje (w sekwencjach trzech lub sześciodniowych), bez pamięci.
To wiatr wiejący wzdłuż Pirenejów, północno-zachodni w południowej części Francji oraz w północnej Katalonii.
W zeszłym roku, chyba trochę żeby udowodnić sobie, że po czterdziestce, też możesz wszystko, albo i jeszcze więcej, wybraliśmy się na wakacje samochodem. Kierunek - Le Barcarès. No… Daleko jak diabli, prawie na granicę francusko-hiszpańską, ale warto...
Od razu kilka rad : kiedy jedziesz samochodem do Francji, nie obawiaj się, nie musisz mieć przy sobie gotówki. Zdecydowanie lepiej mieć kartę, gdyż na autostradzie i na stacji benzynowej nie ma żywego ducha… Same aparaty i maszyny. Nie martw się jednak, jak tylko włożysz twoją kartę do czytnika, maszyna od razu rozpoznaje kraj pochodzenia i wszelkie komunikaty wyświetlają się po polsku. No magia…
Oczywiście, nie pokonaliśmy dystansu Warszawa – Barcarès za jednym razem. Zrobiliśmy przystanek we Wrocławiu, Sztrasburgu (o ktorym innym razem), gdzie odwiedziliśmy przyjaciół, a potem już ciągiem na południe.
Jeśli mówisz po francusku, jak tylko przekroczysz granicę francuską, poszukaj stacji radiowej http://www.autorouteinfo.fr/accueil - to świetny doradca, który naprawdę pozwolił nam ominąć korki… i sprawnie prowadził do celu, chociaż generalnie całą trasę mieliśmy wcześniej przeanalizowaną. W tych czasach, naprawdę nie ma się czego bać. Google przejadą z tobą wirtualnie od punktu A do punktu B, pokażą stacje benzynowe, opłaty za autostradę itd.
Ok, a te kilometry i czas? Może rzeczywiście byliśmy trochę zmęczeni, ale czuliśmy też zew przygody, a o to w końcu w życiu chodzi, nie?
Co urzekło mnie od pierwszej chwili w Barcarès i Leucate, bo to dwie nadmorskie miejscowości, na granicy, których wynajęliśmy apartamencik tuż przy plaży, to ich francuskość. Ta sama, autentyczna z którą pierwszy raz spotkałam się mając lat 16 podczas mojej pierwszej wizyty w tym zakątku świata. Ludzie mili i otwarci. Klimat cudowny. To nie gigantyczny i wielokulturowy Paryż, który kocham bezwarunkowo, ale że się tak wyrażę głęboka, stara dobra Francja z zapachem południowej kuchni, z cudnym melodyjnym akcentem… Byliśmy chyba jedynymi turystami z Polski. Bo ten zakątek Francji jest odwiedzany głównie przez francuskich turystów i to rodziny z dziećmi.
Mieszkanie wynajęliśmy dzięki uprzejmości mojej przyjaciółki, która mieszka tam na stałe, ale bez problemu można znaleźć pokój lub apartament w tych miejscowościach na portalu Airbnb. Sprawdziłam. Jest naprawdę wiele ofert.
Oto kilka zdjęć, które zrobiłam po przyjeździe do Barcarès. Niech to będzie przedsmak tego o czym opowiem następnym razem. A w planach : Collioure, Perpignan i Carcasonne oraz co nie co o kuchni tego regionu.
autor Ciszabo
blog A w głowie Paryż