USA - Czy jechać do USA? No jasne, że jechać! Tę prawdę już dawno odkryli górale i mieszkańcy Zambrowa.

Szczególnie że problem wizowy nie jest już bardzo dokuczliwy i jeżeli wykupisz wycieczkę albo chociaż zrobisz jakąś rezerwację, dostaniesz wizę na dziesięć lat. Nawet jeśli jesteś przystojną studentką, jadącą samotnie, która deklaruje, że koniecznie chce zobaczyć Bibliotekę Kongresu.

A swoją drogą, ciekawe, czy Amerykanie wiedzą, że przez tyle lat ich służby konsularne odrzucały aplikacje młodych, przystojnych dziewczyn, bo mogły jechać nie po to, by zwiedzać biblioteki, ale żeby poznać Amerykanina, chodzić z nim randki, uprawiać seks, a w efekcie może wziąć ślub i urodzić mu dziecko.

To straszne! Nie mogli do tego dopuścić! Zgrabna blondynka? Młoda? Samotna? No nie! Nigdy! Ciekaw jestem, jakie dyrektywy w tej sprawie ma polska ambasada w Kijowie. Chcę głosować świadomie!

I jeszcze jedno. Wiza do USA kosztuje ze 100 EUR i jest w postaci wydrukowanej naklejki ze zdjęciem. Wyobraźcie sobie, że oglądając jakiś nieduży wodospad za oceanem, miałem swój paszport w kieszeni bluzy na piersi. Zabłąkana kropelka spadła na krawędź paszportu, a do mojej wizy przypięta była bibułka z informacją, że dokument ten nie daje pełnej gwarancji wjazdu do raju. I ta bibułka wciągnęła kropelkę i zawilgociła wizę. I moje zdjęcie się rozmyło. Po powrocie poszedłem do ambasady na ul. Piękną i poprosiłem o wklejenie nowej naklejki.

− Tak, dobrze, że pan przyszedł, bo z rozmytym zdjęciem może być problem. Musi pan złożyć nową aplikację, wnieść opłaty i przejść całą procedurę, choć rozmyta wiza ma tylko dwa miesiące – powiedział przedstawiciel idealnego mocarstwa. Pominę szczegóły – zrobiłem to wszystko. I wiecie co? Rok później przeglądam mój paszport i widzę, że zdjęcie w nowej wizie jest rozmyte. Podejrzewam, że przy przekraczaniu granicy urzędnik immigration napluł na nią niechcący, rozmawiając ze mną w okienku na lotnisku. W USA byłem potem już dwa razy i nikt nawet nie zająknął się, że wiza nie jest OK. Nie przejmujcie się więc byle czym i jazda do USA!

 

Gdy tam jestem, czuję się jak w filmie – powiedział mój syn, a ja zdałem sobie wtedy sprawę, że przecież wszyscy znamy USA właśnie z filmów. Wiemy, że czarni dealują na ulicach, a do obiadu podaje się wodę z kranu albo mrożoną herbatę. Wiemy, że na tych samych ulicach whisky pije się z butelki ukrytej w papierowej torebce. Wiemy, że samochody są duże i mają automatyczne skrzynie biegów. Że najlepsze jaja są na imprezach w szkole średniej i collage’u. Że jeździ się kabrioletami. Że miasta i wsie wyglądają inaczej niż nasze. Ale jak pojedziecie, korzystając z moich rad, powiecie: „No, było warto”.

Polecam wzięcie udziału w tym filmie. Na miejscu wynajęcie auta, albo wręcz campera, i w drogę przez USA. Jeżeli macie tam kogoś znajomego, albo chociaż znajomego znajomego, uczepcie się tego kontaktu i poproście o pokazanie okolicy.

Są w USA takie kluby czy stowarzyszenia ludzi, którzy wzajemnie goszczą się w podróży w swoich domach. Polecam − zobaczycie prawdziwe domy, pogadacie z lokalsami. Tamtejsi ludzie są pracowici. Jeżeli wynajmujesz Amerykanina do pracy i płacisz mu za godzinę, to on tę godzinę będzie pracował. Nie będzie palił, jadł, myślał – będzie pracował. Są też religijni i traktują wiarę poważnie. Naprawdę. Są społecznością, dla której moralność, sprawiedliwość, uczciwość są ważne. I głosują, kierując się takimi wartościami. Są społecznością niesamowicie różnorodną. Trudno tu o uogólnienia. Stwierdzenie, że oni są inni, jest nie na miejscu, bo w USA są tak różnorodne grupy, nie mówiąc o typach ludzkich, że o rany! Jest dużo Amerykanów o polskich korzeniach. Ogólnie opinia o Polakach jest pozytywna i polish jokes to raczej przeszłość.

Mój kolega, wysoki blondyn z lokami, został wciągnięty do kabrioletu przez trzy dziewczyny i wrócił do nas po trzech dniach. I wiecie co? Do dziś mieszka w Tampie na Florydzie. Albo mój syn, czternaście lat, przeczytał Kod Leonarda da Vinci i omawiał książkę z ciotką w Waszyngtonie. Następnego dnia został zaproszony do głównej siedziby Opus Dei w Waszyngtonie na rozmowę o ewentualnej edukacji. Ciotka zadzwoniła do nich, że ma kuzyna z Polski, który jest zainteresowany Opus Dei, i proszę – za chwilę siedział w wielkim, głębokim skórzanym fotelu przed kominkiem i rozmawiał z wielkim mistrzem (czy kimś takim) o stypendiach i oferowanej przez nich karierze. Na szczęście się nie zdecydował.

USA to wieli kraj, niemal kontynent, więc gdzie jechać? Myślę, że pewniaki godne polecenia, to (kolejność zgodnie z atrakcyjnością):

1. Las Vegas z okolicami;

2. Mimo wszystko Nowy Jork;

3. Nowy Orlean;

4. San Francisco, San Diego, Płd. Kalifornia;

5. New Port z Bostonem;

6. Chicago;

Zaznaczam, że nie byłem w Yellowstone i w tamtej części USA.

Te kierunki omówię w osobnych rozdziałach. Chciałbym jeszcze tylko nadmienić, że podróżowanie po USA autem jest niezwykle łatwe, tanie i wygodne. Oznakowanie autostrad i zjazdów jest wprost genialne. Sposób nazywania ulic i alei numerami tylko przez głupotę nie został przeniesiony do Europy. Motele, szczególnie te na południu, są tanie i dostępne. Parki narodowe – zaprojektowane pod zmotoryzowanych turystów. Dodajcie do tego niskie ceny, prostotę wynajmu i tanią benzynę, a decyzja będzie łatwa.

Podobno amerykańska policja jest brutalna i zła. Kiedyś w nocy jechałem do domu i byłem tak koszmarnie zmęczony, że na drodze ekspresowej zjechałem na pobocze i zasnąłem. Obudził mnie jakiś odgłos. Policjant stukał w szybę pistoletem. Wyjaśniłem, że jestem skonany i dlatego śpię.

– Jedź do motelu pięć mil dalej.

– Nie mam pieniędzy na motel.

Sprawdził moje dokumenty i wyjaśnił, że to, co robię, jest nielegalne i niebezpieczne.

– Śpij, ale potem jedź i nigdy więcej tego nie rób – rzekł. – Dobranoc.

Gdy obudziłem się rano, stwierdziłem, że mój samochód otoczony jest pierścieniem różowo-czerwonych światełek ustawionych na jezdni. Przespałem noc, oświetlony flarami i chroniony, nawet o tym nie wiedząc.

Warto wspomnieć o muzeach w USA. Są różne – małe, przydrożne, których główną atrakcją są wigwam i dwie strzały, oraz duże, o międzynarodowej renomie. Jeżeli chodzi o kolekcje sztuki i malarstwa to muzea te są najlepsze na świecie. USA ustępują wprawdzie niektórym muzeom włoskim czy Luwrowi, jeśli chodzi o liczbę obiektów, ale ponieważ ich zbiory były kupowane stosunkowo niedawno, ich jakość i wybór są perfekcyjne. Imponują również warunki wystawiennicze. Do tego w wielu muzeach płaci się tyle, ile się chce, więc nie muszą to być drogie atrakcje. Po prostu w kasie pytają ile jesteś gotów dać i taki bilet wystawiają.

Duże miasta polecam zwiedzać, korzystając z piętrowych autobusów bez dachu, gdzie przewodnicy żartują, śpiewają i opowiadają mnóstwo anegdot.

Czytaj więcej na jechacniejechac.pl

Ta strona internetowa używa plików cookies. Więcej na temat cookies dowiesz się z Polityki cookies. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia dotyczące cookies w przeglądarce internetowej. Korzystanie ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczone w twoim urządzeniu końcowym.